|
Arabika |
|
Administrator
Dołączył: 26 Cze 2008 Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Sob 21:50, 25 Kwi 2009
|
|
Dzisiaj poszłam po młodego. Stwierdziłam, że sobie poskaczemy, bo wczoraj mieliśmy ujeżdżenie. ;] Rano miałam nadzieję, że może uda nam sie potrenować na dworze - owszem zimno, ale myślałam, że nie będzie śniegu, poza tym miało się ocieplić, a tu dupa. :/ Nie dosyć, że śniegu napadała cała masa, to jeszcze się zrobiło zimniej, niż było, zresztą niewiem, jak to jest możliwe.. No trudno, przeżyjemy na hali, zresztą hala jest tutaj równie ogromna, co w mojej starej stajni, spokojnie się da poskakać cały parkur
Poszłam do niego, do stajni dla ogierów. Kiedy weszłam, natychmiast usłyszałam mojego ukochanego, darł się na cały głos na mnie. Wlazłam do niego do boksu i zaczęłam go głaskać. On bardzo się ucieszył, że przyszłam, bardzo się zżyliśmy ostatnio ze sobą. Kiedy w końcu ręce mi zdrętwiały od miziania go po pyszczku, nosie, szyjce, bokach, nogach itp, stwierdziłam, że nie ma co, czas się wziąć do roboty. Poszłam do siodlarni, po jego szczotki i sprzęt. Oczywiście musiałam obracać dwa razy. Kiedy przyniosłam wszystko, wyczyściłam ogierzastego i ubrałam go.
Ostatnio, za pomocą kawałków marchewek i jabłek nauczyłam go fajnej sztuczki, że wystarczy przewiesić mu wodze na szyi, i powiesić na ręce ogłowie, a on sam bierze wędzidło i ze spuszczonym łbem pozwala sobie włożyć ogłowie na uszy. Bardzo przydatne. Założyłam mu jeszcze ochraniacze skokowe i siodło, sama się ubrałam i poszliśmy na halę.
Była godzina 8 rano, specjalnie zresztą zaplanowałam trening tak wcześnie, żeby mieć pustą halę, Arianin był już dwie godziny po porannym odpasie, więc nie musiałam się niczym martwić Na hali podciągnełam mojemu ukochanemu popręg i wsiadłam na niego ze schodków. Nie, że jestem leniwa, ale nie chciałam mu obciążać jednej strony, bo to jest bardzo niezdrowe dla konia i jeźdzca, więc zawsze lepiej wsiadać na konia z podwyższenia, a nie wskakiwać na niego i rozwalać mu i sobie kręgosłup.
Kiedy wsiadłam, ruszyliśmy sobie spokojniutkim stępikiem. Mieliśmy już poukładane przeszkody na hali, zarówno parkur, jak i te na rozgrzewkę, więc nie musiałam się niczym martwić. Za dwadzieścia minut miał przyjśc mój przyjaciel, żeby mi pomagać i mnie kontrolować, bo on jest świetnym trenerem i jeźdzcem, na codzień jeżdżącym w największej skokowej stajni w polsce i startującym w międzynarodowych skokach najwyższej rangi. Ja także mam uprawnienia do skakania takich klas, jednak z ogierzastym skupiam się na niższych, których w polsce jest łatwiej się dopaść. Poprosiłam go, żeby przyjechał, bo po pierwsze dawno go nie widziałam, a po drugie od czasu do czasu, nawet zawodowiec i trener powinien pojeździć pod czyimś okiem, bo czasami zdarza się, że zaczynamy popełniać jakiś błąd i sami nie jesteśmy w stanie go zobaczyć, a on później się potęguje i zaczyna mieć fatalne skutki.
Tak więc ja zawsze, co tydzień, albo do kogoś jechałam, zazwyczaj kiedy oba konie miały wolny dzień, wtedy jeździłam na czyimś koniu, albo ktoś przyjeżdżał do mnie, wtedy objeżdżałam oba konie po kolei, oczywiście adekwatnie do ich umiejętności. Dobra, wracając do treningu. Po piętnastu minutach luźnego stępika, poczułam, że Arianinowi już wystarczy i już możemy zacząć pracować. Tak więc zebrałam go lekko i przeszliśmy do żywego stępa, takiego wyciągniętego i 'wesołego'. W stępie zaczęliśmy od wolt, półwolt i serpentynek. Po kolejnych dziesięcu minutach zakłusowaliśmy sobie.
Arianin miał dzisiaj dobry humorek, bo ładnie mi chodził, co prawda był trochę za bardzo do przodu, ale nad tym byłam w stanie zapanować dosiadem. W kłusie również wolty, półwolty, serpentynki i wszelkie zmiany kierunku. Po kilku chwilach, przeszliśmy do żywszego kłusika. W żywszym zrobiliśmy sobie żucie z ręki i po powtórzeniu tego ćwiczenia, zaczęliśmy drągi. Najpierw ze trzy razy normalne, zwykłe drągi. Arianin mknął jak burza, nie słyszałam ani jednego puknięcia. Po każdym dobrym przejeździe głaskałam go. Potem zrobiliśmy sobie szersze drążki, każdy z nich na przemian, miał ułożony jeden koniec na krzyżaczku. Drągi, były ukośne. Arianin również ładnie przeszedł, zrobiliśmy to od drugiej strony i stwierdziłam, że możemy sobie już poskakać.
Przeszliśmy do galopu i skoczyliśmy ze trzy razy stacjonatkę, najpierw 30, potem 70, potem 120 cm. Po tych trzech skokach, stwierdziłam, że on już jest wystarczająco rozgrzany i możemy zacząć skakać. Najpierw jednak zahamowałam go do stępa, żeby mógł sobie odpocząć. Akurat w tym momencie wszedł Paweł. Przeprosił mnie za spóźnienie, ja go zapewniłam, że nic się nie stało i że i tak na niego byśmy poczekali. W czasie stępa przyjrzałam się jeszcze raz parkurowi. Jego plan wzięłam z jakiś dobrych zawodów. Wymienię teraz przeszkody po kolei
1. Stacjonata 125
2. Okser 130, szerokość 100
3. Mur 125
4. Doublebarre 130, szerokość 120
5. Piramida 120; 130; 120, szerokość 130
6. Pijany okser 125, szerokość 120
7. Imitacja rowu z wodą szerokość 130
8. Szereg
a) Stacjonata 125
- 1 foulee
b) Okser 130
- 2 foulee
c) Stacjonata 130
9. Bramka sztokholmska 130
10. Szereg
a) Stacjonata 120
- Skok-wyskok
b) Stacjonata 125
Parkur był dobrze przemyślany, bo dawał dużo możliwości na skracanie, jednak czas był wyliczony na przejechanie go najdłuższą trasą. Stwierdziłam, że w paru przypadkach sobie skrócę, jednak nie będę szaleć, wystarczy, że przejadę na czysto. Co do szeregów; pierwszy nie był bardzo skomplikowany, jednak łatwym się go nie dało nazwać, drugi był już trudniejszy. Arianin już sobie odpoczął, więc zakłusowaliśmy i obkłusowaliśmy sobie co trudniejsze przeszkody i zagalopowaliśmy. Ogierzasty bardzo chętnie szedł do przodu, miałam więc nadzieję, że dobrze będzie dzisiaj skakał.
Najechaliśmy na stacjonatę. Arianin pokonał ją na czysto. Wylądowaliśmy sobie ze spokojem i po delikatnym łuku najechaliśmy na okser. Skoczyliśmy go z lekkiego ukosa, tutaj trochę zaryzykowałam, ale ogierzasty na szczęście był skupiony na tym co ja robię i co on robi, więc nie zrobiliśmy żadnego błędu. Skręciliśmy ostro i przeskoczyliśmy na mur. Usłyszałam lekkie puknięcie, ale na szczęście żadna cegiełka nie spadła Uff..
Paweł cały czas mnie instruktażował i mi wypominał moje błędy. Na całe szczęście nie było ich dużo, a nawet jeśli było trochę więcej, to mało znaczące, typu, że miałam głowę trochę za nisko, albo nie patrzyłam się dokładnie na środek przeszkody. Po murze skoczyliśmy dublebarre, trochę za wcześnie się wybiliśmy, ale mój rumak dał radę. Dobrze jest mieć zdolnego konia, który czasem Ci pomaga ;] Po doublebarze, piramida. Arianin był już przyzwyczajony do moich dziwnych przeszkód, więc nie dziwił się im, zresztą cały parkur teraz był przystrojony kwiatkami, większość była czerwona, bo konie najczęściej boją się czerwonego no i były takie dziwne 'straszaki'. Spędziłam z nim kiedyś dużo czasu, żeby go przyzwyczaić do 'strasznych' przeszkód, ale teraz się to opłacało Arianin pokonywał przeszkodę za przeszkodą, zdecydowanie bez cienia strachu. Był wręcz wesoły, że może skakać, bo to jest jego żywioł, ma talent i zamiłowanie do skoków, jednak przede wszystkim, podczas nauki nie zniechęcili go do tego, co jest najważniejsze, bo jak młody koń zostanie przetrenowany i zniechęcony do skoków, to już nie ma szans, żeby mu to spowrotem umilić..
Po skoczeniu piramidki, kolejna dziwna przeszkoda, czyli mianowicie pijany okser. Dosyć szeroki, ale tragedii nie ma. Skoczyliśmy z prostego przejazdu, lądując na drugiej nodze i po łuku najechaliśmy na rów. Arianin nie wachał się przed rowem, ja mu tylko podyktowałam miejsce odskoku. Od Pawła dowiedzieliśmy się, że nie naruszyliśmy brzegu. To dobrze. Po imitacji rowu z wodą, nadszedł czas na szereg. W starej stajni Arianina, dużo z nim ćwiczono szeregi gimnastyczne, a kiedy do mnie przyszedł, również dużo praktykowaliśmy szeregi, bo to wymaga od konia najwięcej, przy czym jest najłatwiejsze dla jeźdzca. Najechaliśmy na stacjonatę. Wyskok, lot, lądowanie, na czysto. Potem jedno foulee, okser, dwie foulee i stacjonata. Okazało się, że trochę źle weszliśmy w szereg i że na okserze było puknięcie, ale udało mi się to skorygować przy kolejnych dwóch foulee i stacjonatę pokonaliśmy na czysto, zresztą jak cały szereg, bo przecież nie zrzuciliśmy. Po szeregu bramka sztokholmska i kolejny szereg ten trudniejszy i ostatni. Bramkę pokonaliśmy na czysto, najechaliśmy na szereg. Postarałam się go dobrze wprowadzić w przeszkodę. Skoczyliśmy, zrobiliśmy skok, wyskok i skoczyliśmy drugą stacjonatę. Arianin był zmuszony do bardzo mocnej pracy zadem, ale udało nam się!
Pogłaskałam go i pozwoliłam mu trochę porzucać głową i pobrykać, ale tak leciutko, bez zmiany tempa i kierunku, on także się cieszył. Po chwili zatrzymałam go do stępa i dałam mu odpocząć. Ja w tym czasie słuchałam, jak Paweł mówił mi, co źle zrobiłam. Takie lekcje z trenerem od czasu do czasu, są naprawdę cenne, bo gdyby nie one nie byłabym w stanie wykryć swoich błędów, a tak to, już wiem, co źle zrobiłm na murze, lub czego nie zrobiłam w szeregu. Po dwudziestu minutach, kiedy już powiedział wszystko co miał do powiedzenia, co zresztą mnie nie zdziwiło, bo on ma talent do tłumaczenia, zsiadłam z Arianina i poszliśmy do stajni.
W stajni rozebrałam mojego zmęczonego kunia. Ku mojemu zdziwieniu nie był taki bardzo mokry, najwidoczniej kondycja mu się poprawiła. Zmierzyłam mu puls i okazało się, że w krótkim czasie, od zakończenia treningu, jego puls wrócił do normy, co świadczy o dobrej formie. Pogłaskałam go i przetarłam trochę słomą, po czym wyczyściłam i wpuściłam do boksu.
Dzisiaj Arianin bardzo dobrze spisał się na treningu, jestem z niego zadowolona. Widać, że nabrał formy i jest dobrze przygotowany zarówno kondycyjnie, jak i technicznie do skakania klasy C, której osiągnięcie mieliśmy zresztą w celach. Ja wiem, że on może dużo więcej, ale niestety na nasze zawody, to już jest wystarczająca klasa, tak więc wolę skakać więcej zawodów w tej, a nie mniej w wyższej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|