|
Arabika |
|
Administrator
Dołączył: 26 Cze 2008 Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Sob 22:05, 25 Kwi 2009
|
|
Koń: Magic Siwa
Trener: Grzywa
Rodzaj treningu: Teren
Cel treningu: Mały terenik z Grzywą, która kocha tereny. Tak akurat!
Notka ode mnie: Siwa jest już bardzo spokojnym konikiem, dzięki naszemu regularnemu graniu w siedem gier i przeprowadzaniu join-upa przyjmuje każdą nową rewelację ze stoickim spokojem. Jeździłam już z nią w tereny, niekiedy nawet w naprawdę dzikie miejsca, ona jest już w pełni spokojna, znaczy spłoszy się czasami, ale to nic. Stwierdziłam więc, że najwyższy czas dać jej odpocząć ode mnie i poprosiłam Grzywę, żeby pojechała z nią w teren...
Trening właściwy:
Przyszłam do stajni wyjątkowo z uśmiechniętą miną. Arabika poprosiła mnie, abym wzięła w mały terenik jej klacz Magic Siwą. Strasznie się ucieszyłam na myśl, że znowu pojadę do lasu, że znowu poczuję wiatr we włosach podczas galopu…Na szczęście zima puszcza i nie ma śniegu, a lodu na polnych drogach też raczej nie.
Ze smutkiem minęłam kilka pustych boksów w stajni i podeszłam do siwej. Pogłaskałam ją po chrapkach. Troszkę z nią pogadałam i po kilku minutach zapięłam uwiąz. Podreptałyśmy na stanowisko gdzie szybko( lecz dokładnie) wyczyściłam klacz. Potem uświadomiłam sobie, że przecież nie wzięłam żadnych rzeczy z siodlarni. Stuknęłam się w czoło i pobiegłam do ciasnej „graciarni”. Z tamtąd wygrzebałam siodło Siwej, czaprak, ogłowie i owijki.
Wróciłam do koniowatej i spokojnie zaczęłam siodłanie. Klacz była grzeczna. Nie wierciła się, nie strajkowała, nie buntowała się. Zasłużyła na pochwałę.
Poklepałam ją bo grzbiecie, ubrałam sobie rękawiczki i wyszłyśmy przed stajnię.
Jeszcze nie wsiadałam. Na krótką „przed rozgrzewkę” pospacerowałam z nią po drogach wewnętrznych stadniny. Pokręciłyśmy się trochę pomiędzy pastwiskami pastwiskami podeszły pod bramę prowadzącą do „parku”.
Wtedy dopiero wsiadłam. Usadowiłam się w siodle, ustawiłam strzemiona i lekką łydką dałam sygnał do „startu”.
Kobyłka ruszyła stępem. Jejku…zazwyczaj stępujący koń ociąga się jak Mućka na pastwisku, a ona szła tak szybko, że musiałam pilnować aby mi nie zaczęła kłusować Very Happy
Celem naszej „wycieczki” była Magdalenka. Duża wiata stojąca na górce w środku lasku.
Szlak bardzo przyjemny. Nie męczący, a jednak dający radość. Magic od samego początku wyglądała na zadowoloną z jazdy. Szła żwawo i nie musiałam jej poganiać. Po dziesięciu minutach stępowania prostą, nudną drogą zakłusowałyśmy. Dawno nie siedziałam w siodle i oczywiście za pierwszym razem dałam za słabe sygnały. Jednak pozbierałam się i za drugim razem poczułam takt wybijany rytmem kłusa. Sprawdziłam tylko czy anglezuję na dobrą nogę i po chwili, z uśmiechem na twarzy, skręciłam w boczną alejkę. Po drodze ktoś „inteligentny” zrobił kiedyś „psikus” koniarzom i poustawiał kilka małych przeszkód. Na początku trafiłyśmy na kilka drągów. Łydka, półsiad i przeszłyśmy gładko. Klacz wesoło zarżała, a ja poklepałam ją po szyi.
Kłusowałyśmy już jakiś czas, więc pogoniłam ją do galopu. I całe szczęście, bo następną przeszkodą było coś podobnego do małej stacjonaty, a nie umiem skakać w kłusie XD
Siwa ładnie się wybiła i przeskoczyłyśmy bez problemu.
Zwolniłyśmy do kłusa. Skręciły w prawo na kolejną trasę naszej „ścieżki”. Co jakiś czas spotykałyśmy na drodze „przeszkody”. Jakiś mały rów (który dziecko przeskoczyłoby nie wpadając), kilka drągów z grubszych gałęzi i zrobiłyśmy slalom pomiędzy młodymi choinkami. Po godzinie naszym oczom ukazała się duża wiata. Cel naszej podróży. Tam zatrzymałam konia, zeszłam i miałyśmy pół godziny odpoczynku. Klacz wolniutko sobie pochodziła „podziwiając” nieznane miejsce.
Wracając postanowiłam jechać przez pola. Skręciłam w bok i po piętnastu minutach wyjechałyśmy na pobliskie tereny należące do WSR Star Horses. Jak do mojej głowy dochodzi wieść, że przed oczami tyle pustego obszaru to budzą się w niej szalone myśli. Bez wachania dałam klaczy łydkę i ruszyłyśmy z kopyta. Twarde grudy ziemi nie przeszkadzały w galopie. Siwa niosła jak na skrzydłach. Para leciała jej z chrap, mój oddech też było widać, było zimno jak na Alasce, ale nie przeszkadzało to nam. Wyobrażałam sobie, że jestem księżniczką uciekającą na swoim siwym rumaku przed złą krewną, która chciała ją zabić. Moja wyobraźnia jest chora. Ale dzięki niej zmarznięte pustkowie zamieniło się w zielone błonia zamku, a Magic przystrojona w zwykły jeździecki rząd przemieniła się w araba gubiącego kopyta i niosącego na grzbiecie kilogramy ciężkiego rzędu średniowiecznego konia rycerskiego.
Przed stajnią zwolniłyśmy, uspokoiłyśmy oddechy i szybkie bicia serc. Byłyśmy już tak blisko ciepła. Poszłam na chwilę na halę, aby rozstępować Magic Siwą. Pochodziłam z nią trochę kółek. Potem rozsiodłałam i podreptałyśmy do naszej stajenki. Wprowadziłam ją do boksu, poklepałam po szyi, dałam buzi w czółko i poszłam się grzać do domu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|